Nie zamierzam pisać notki o swoich odczuciach w związku z końcem CD-Action, ponieważ już wystarczająco rozpisałem się na ten temat gdzie indziej. Zamiast tego opowiem wam o innym bólu, jaki mnie dopadł. Znacznie silniejszym i występujący w okolicach krzyża.
Niedawno zakończyłem swoją przygodę z wynajmowaniem mieszkań, w których roiło się od pająków gigantów, niedziałających instalacji elektrycznych i gazowych, a zacząłem nową – we własnym mieszkaniu. Niedługo po przeprowadzce moi rodzice sprawili mi niespodziankę przywożąc wszystkie moje rzeczy z rodzinnego mieszkania. Wśród sterty ubrań, książek, gier i innego szajsu były też i one – ogromne torby wypełnione magazynami o grach.
Oczywiście nie wszystkich. Resety, Secret Service i inne pisma, które zakończyły żywoty na przełomie lat 90. i 2000 dalej siedzą bezpiecznie w piwnicy brata, albo w którymś z archiwów. Te, które mi przywieziono są zdecydowanie nowsze. Kawał historii i mnóstwo sentymentu. Niestety, ta historia również powoli się kończy.
Jakiś czas temu postanowiłem zrobić z tymi pismami porządek. Było ich mnóstwo, część albo już nie wychodzi, albo przestałem kupować, a tylko zajmują miejsce. Serce mi krwawiło ładując te sterty pism z lat młodości do pudła, ale wiedziałem, że kiedyś ten dzień musiał nadejść.

I tak w pudle wylądował PSX Extreme, którego przestałem kupować jakoś niedługo po zmianie wydawcy i odejściu Ściery. Sam kiedyś mówił, że współczesne gry niespecjalnie go interesują i nie sprawiają mu radości. Myślę, że miałem podobną sytuację z PE: im starszy się stawałem, tym z mniejszym entuzjazmem czytałem kolejne numery. Chyba tylko czekałem na odpowiedni moment, żeby sobie powiedzieć „wystarczy”.

W pudle wylądował też Neo Plus. W ostatnich sześciu wydaniach pojawiały się moję teksty, z czego byłem dumny jak cholera. I nagle magazyn przestał się ukazywać. Tak po prostu, bez ostrzeżenia, bez komunikatu. Dopiero po latach i szczerej rozmowie z ludźmi z Neo dowiedziałem się, w jakiej nieciekawej sytuacji się znaleźli.
Te pisma już wylądowały w piwnicy. Lekko nie było, ale mimo powracającego na każdym półpiętrze bólu w plecach udało się to wszystko zanieść.

Na swój czas czeka jeszcze CD-Action. Magazyn, który miał przeżyć wszystkich, ale decyzją wydawcy, który ewidentnie nie umie w pisma o grach, o współpracy z redakcją nie wspominając, zakończył żywot zdecydowanie za wcześnie. Czekam tylko na lipcowy numer, żebym mógł z czystym sumieniem zamknąć pudło i zrzucić te kilka ton makulatury do piwnicy, modląc się w duchu o to, aby mnie nie połamało do końca.
Mam również taką nadzieję, że udało mi się solidnie zabezpieczyć pisemka przed wilgocią. Bo choć mają już swoje lata stanowią dla mnie nie tylko wartość sentymentalną, ale też swego rodzaju kopalnię wiedzy i archiwum świetnych tekstów, które pewnie za jakiś czas znowu ktoś doceni.